Od jakiegoś czasu spotykam się z mega ździwieniem wśród znajomych, gdy mówię, że nie gotuję kasz i ryżu w workach. Jeszcze większe zdziwienie wywołuje wieść, że wróciłam do metody babci i moja kasza "gotuje się" w kołderce. :)
Więc dziś trochę na ten temat. Krótko i konkretnie.
Po 1 woreczki na ryż i kaszę to plastik. Podgrzewanie woreczków powoduje wydzielanie bisfenolu A - BPA. Tego samego, którego ostatnio na gwałt pozbywają się ze swoich produktów firmy wytwarzające butelki i smoczki dla niemowląt. Witamina to nie jest.
Po 2 gotując w worku gotujemy w dużej ilości wody, a potem sruu... wylewamy do zlewu tę wodę z całą jej mineralną zawartością. Jakimś cudem wiemy, że gotując warzywa pozbywamy się z nich witamin, a ryż i kasze gotujemy tak bez oporu i nawet nam nie błyśnie. :)
Mnie błysnęło, więc tak nie robię.
Po 3 gotowanie bez worka wcale nie jest skomplikowane.
Tak wiem, przypala się, trzeba mieszać, pilnować, to kipi itd. Same problemy.
Otóż nie.
Kasza porcja jedna, woda porcje dwie. Gotujemy chwilę aż zacznie bulgotać, a woda nie będzie wystawała ponad kaszę. Wrzucamy odrobinę masła albo oleju kokosowego. Przykrywamy. I do łóżka.
Możemy to zrobić rano, po śniadaniu. Reszta zrobi się sama. Żadnego pilnowania, patrzenia na zegarek, parzenia paluchów o gorący worek.
Na obiad po prostu wyjmiemy spod kołdry gotową kaszę. Nadal ciepłą.
W przypadku jaglanki nie radzę gotować, a tylko zagotować i od razu do łóżka. Wychodzi mniej sucha niż gotowana do utraty wody.
Ot i cała filozofia.
Jemy kaszę. Zdrową, bo z minerałami. Nie wciągamy bisfenolu. A robimy przy tym prawie nic. :)
Z kołderką nie próbowałam, ale od dawna już gotuję bez tych worków. Nie rozumiem w czym problem, bo to jest banalne. Raz ostatnio jadłam kaszę z worka (u mojej mamy) to mi plastikiem śmierdziała...
OdpowiedzUsuńJa nie mam aż tak wrażliwego nosa, ale myślę, że wystarczy się logiką kierować i wszystko jasne. :)
UsuńDzień dobry, spotkałam się z przepisem na gotowanie kasz i ryżu w ten sposób: zalewamy 1 porcję kaszy 2 porcjami zimnej wody i wstawiamy na noc do lodówki. A rano wyjmujemy i gotujemy tylko 5 minut. Dzięki temu zachowujemy jeszcze więcej naturalnych składników kasz. Czy może ktoś próbował tak gotować? Przyznam się, że mi się jeszcze nie udało, zawsze zapominam wieczorem wstawić, a na drugi dzień... gotuje się tradycyjnie, bo cóż zostało? :)
UsuńJa bez wstawiania do lodówki gotuję krócej niż 5 minut, więc nie przymierzałam się nigdy do tej metody. :)
UsuńNie lubię dokładać sobie pracy. ;)
Kaszę wrzucamy an wrzątek rzecz jasna?
OdpowiedzUsuńJa nie wrzucam na wrzątek. Daję jej pęcznieć podczas podgrzewania.
UsuńA widzisz, nie doczytałam i intuicyjnie zrobiłam jak Ty :D a powiedz mi, jak ryż gotować?
OdpowiedzUsuńTak samo. :)
UsuńAch, jak ja lubie Twojego bloga! Podpisuje sie pod tym tematem!!!
OdpowiedzUsuń;)
UsuńHeh a w radiu o tym trąbili i już nie gotujemy w woreczku :)
OdpowiedzUsuńnareszcie fajnego bloga znalazłem!!! Rzadko gotuje kaszy. Raz tylko kupiłem paczkę kaszy w torebkach. Nie smakuje mi... Jest sypka podobna do sztucznej
OdpowiedzUsuń