Owoce

Owoce

czwartek, 27 listopada 2014

[143] Cukier - ogólnie i trochę prywaty

Od roku zabieram się za nakreślenie paru słów o cukrze i nie mogę się zdecydować.
Nie chcę szerzyć paniki tekstami typu: cukier to biała śmierć.
Nie mogę też napisać: cukier jadły nasze babcie i dożyły 90 lat.

Jedno i drugie jest prawdą, żeby było śmieszniej.
Gdzie więc sedno? Na czym się skupić?
Naprawdę nie wiem.
Chyba tylko na faktach i na zdrowiu...

Fakty są takie, że cukier nie jest zdrowy.
To już chyba jest jasne dla wszystkich.
Mówię tu oczywiście o klasycznym cukrze, białych kryształkach, czyli sacharozie.


Nie jest zdrowy, bo:
- silnie zakwasza organizm i to od razu, od chwili spożycia; sacharoza migiem dostaje się do krwiobiegu i przekracza barierę krew-mózg;
- silnie uzależnia - każdy kto próbował zrezygnować z cukru wie, jakie to trudne; porównanie do rzucenia fajek jest tu chyba najlepsze - masakra;
- obniża naszą odporność, przez co wpływa pośrednio na różne nasze przypadłości i choroby, poczynając od zaparć, a kończąc na kwasicy, grzybicy itp.
- wpływa na nasz nastrój, może przyczynić się do spadku nastroju, zdołowania, braku sił fizycznych, niechęci do aktywności, ogólnego osowienia, drażliwości;
- przyczynia się do nadwagi, cukrzycy i innych chorób;
- zamula nam głowę; nie myślimy logicznie, siada nam koncentracja, skupienie, niby nas pobudza, ale zdolności zapamiętywania nie zwiększa;


Nie będę straszyć nowotworami, bo nie w strachu droga.
Nadmienię tylko, że jest taka opinia, jakoby rak karmił się cukrem.
Nie oceniam. Badań nie robiłam. Nie wiem co "jada" rak.
Znam natomiast ludzi, którzy słodzili słodki kompot trzema dodatkowymi łyżeczkami cukru (nie rozpuszczającego się już nawet) i dożyli 90ki, bez raka. Żeby daleko nie szukać - mój dziadek kochany, który słodził herbatę i kompoty masakrycznie. Dwa razy dziennie wciągał też słodycze, kupne ciastka z cukrem po śniadanku i babcine wypieki po południu, do kawki. :)
Myślę, że tu największą rolę odgrywa nasza odporność, genetyka i ogólny styl życia wraz z dietą. Sam cukier to za mało. To by było zbyt proste...

Podobnie rzecz ma się z nadwagą.
Nie znam tematu. Całe swoje życie byłam szczupła, żeby nie powiedzieć chuda. Całe życie piekę i jem słodycze. Teraz czytam co w nich jest, nie sięgam po kupne, ale piekę.
Odstawiłam cukier z kawy i herbaty (w wielkiej męce), ale nie wyrzuciłam go z domu.
Dysponuję ksylitolem, cukrem trzcinowym, syropem daktylowym, klonowym i miodem.

Mój syn ma 4,5 roku i waży szalone 14kg. Jest patyczakiem. :)
Też je słodycze. Kocha ciasto marchewkowe, sernik, miód może jeść łyżkami.
Bynajmniej nie znaczy to, że cukier jest cacy. :) Nie jest.
Ale na pewno nie zabije nas w dwa dni.


Inna sprawa jednak, gdy upieczemy coś na weekend, chodzimy na spacery, biegamy (ja biegam), chodzimy na basen, ćwiczymy jogę, czy co tam jeszcze, a inna jeśli zaczynamy dzień od zestawu kawa + pączek, zagryzamy obiad paczką ciastek, a na dworze jesteśmy tyle, ile drogi mamy z domu do samochodu.

Pamiętajmy, że nasi dziadkowie - cukrożercy nie siedzieli na czterech literach, tylko biegali (zwykle) po polu. Większość miała kury, świnki, pole do obrobienia, 3km na autobus, albo 5km do sklepu przez pola, nie oglądali "Mody na sukces" i innego badziewia, tylko żyli w ruchu.
Obecny świat jest inny i dlatego dziś cukier służy nam mniej niż służył naszym dziadkom.
Żeby  nie powiedzieć: wcale.


Co robić?
Ograniczyć.
Super, jeśli uda się odstawić. Ale nie będę Was nękać taką wizją. :)
Próbujcie ile się da.
Stosujcie zamienniki: erytrol, syrop daktylowy itd. /Nie słodziki!/

Każda łyżeczka cukru nie wsypana do herbaty to mega sukces. Pamiętajcie! I nie dajcie sobie wkręcić, że g... robicie, bo udało Wam się przestać słodzić jedną kawę dziennie.
Udało się! To plus. Wasz prywatny sukces i wcale nie mały.
Wiem jak to ciężko, znam, pamiętam. Jeszcze nie tak dawno słodziłam dwie łyżeczki do herbaty i jedną do kawy. Nawet ćwierć łyżeczki mniej i nie mogłam tego przełknąć. :(

Często czytam różne wpisy na ten temat, jest dużo blogów, gdzie można poczytać o cukrze. Mnóstwo komentarzy. Większość oparta na krytyce. Nie wiem jak kogo, ale mnie to nigdy nie motywowało.
Hasła o tym, że cukier jest be, że się truję, że łyżeczka zamiast dwóch to bez sensu, że to nic nie da, że co z tego, że nie słodzę tej herbaty, jak np. kupuję musztardę, a tam jest cukier, albo w chlebie... Tysiące takich zdań już usłyszałam i żadne (ŻADNE!) z nich, nigdy nie wpłynęło na mnie motywująco.

Jeśli nie słodzicie - super! Chylę czoła przed Wami.

Jeśli słodzicie i czujecie się źle, chodzicie śpiąc, macie trudności z koncentracją, ciągle smarkacie, zapadacie na grypy, anginy, macie problemy skórne, kwaśny smak w ustach, źle śpicie itd. - spróbujcie odstawić cukier. Małymi kroczkami, jeśli tak Wam jest łatwiej.
Nie ważne, czy zejdzie Wam na tym rok czy pięć. Liczy się każdy kryształek.


Ps.
Obrazki czytamy oczywiście z dużym przymrużeniem oka. ;)
To twój propagandy socjalistycznej. Moje czasy. Niezłe są, prawda? :)

środa, 26 listopada 2014

[142] Migdałowy cytrynowiec

Ciasto magiczne.
Na mące migdałowej. Z cytryną - sokiem i skórką.
Bezglutenowe.
Szaleństwo. :)

Polecam, bo naprawdę pyszne.


Składniki:

- 150g masła
- 220g mieszanki mąki kukurydzianej i migdałowej (mielonych migdałów)
/ kombinacja dowolna, ja mam paczkę migdałów 200g na dwa ciasta, więc do 100g mielonych migdałów daję 120g kukurydzianki; można odwrotnie /
- skórka (niewoskowana!) i sok z dwóch cytryn
/ dla wielbicieli kwasotki polecam mieszankę 1 cytryna i 1 limonka /
- 3 jaja (duże)
- 120g cukru (jaki kto uważa; ja daję trochę cukru trzcinowego i miód)
- 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia (bezglutenowego - jeśli chcemy mieć ciasto bezglutenowe)

Ciasto nie wymaga pracy, ucierania, ubijania.
Mieszamy wszystko na zasadzie suche + mokre i koniec. Najlepiej mikserem.
Wychodzi z tego taka śmieszna drobnoziarnista masa.
Wlewamy do formy (małej - piekę je w tortownicy o średnicy 16cm) wysmarowanej tłuszczem i osypanej mąką kukurydzianą, migdałową lub zmieloną kaszą jaglaną itp, albo wyłożonej papierem do pieczenia.

Piec w temp. 170 stopni C. Czas pieczenia około 35-45 minut. Pieczemy na złoto.

Wersję wyżej potraktowałam lukrem z soku pomarańczowego i miodu. Nie jest to jednak typowy lukier, bo nie błyszczy się i nie chrupie jak typowy cukrowy.

Ciasto jest sypkie, bo nie zawiera mąki pszennej. Konsystencja nieco zaskakująca dla niewprawionych, ale zaskoczenie szybko zmienia się w dziki zachwyt. :)

poniedziałek, 24 listopada 2014

[141] Magnez

Z magnezem to mamy istne urwanie głowy.
Najpierw był po prostu magnez, potem pojawiły się reklamy z podwójną dawką, z jedynym dobrze wchłanianym, później chelaty i jeszcze sto innych...
Pacjent zdurniał do końca.
Jak to ogarnąć?
Niestety prawda nie jest jedna jedyna i słuszna. :)

Ale spróbuję nieco rzecz rozjaśnić.

Magnez jest bardzo ważny dla naszego organizmu.
Każdy kto doświadczył drżenia powiek, skurczy łydek albo macicy (w ciąży), czy też przeciągającego się w miesiące zmęczenia, wie że niedobór magnezu to straszny stan.

Magnez jest zbawieniem dla naszych nerwów i mięśni.

Niektóre z objawów niedoboru magnezu to:
- skurcze nóg (łydek);
- drgania powiek;
- uczucie drętwienia czy mrowienia;
- kłucie serca i bóle w klatce piersiowej;
- łamliwe paznokcie;
- wypadające włosy;
- zaburzenia snu;
- nocne pocenie;
- uczucie lęku;
- rozdrażnienie, nerwowość;
- kołatania serca;
- zawroty głowy;
i wiele innych

Duże niedobory magnezu mogą prowadzić nawet do depresji.


Co do nadmiaru i obaw przed suplementacją od razu uspokajam, że magnezu praktycznie nie da się przedawkować. Nadmiar u zdrowego człowieka usuwany jest przez nerki. Problemem są choroby nerek - tu suplementacja musi odbywać się pod nadzorem lekarza.

Na dobę nasz organizm potrzebuje od 270 do 400mg magnezu.
Dla osób żyjących na kanapkach z wędliną, hamburgerach i kawie to dawka kosmiczna. Nie do osiągnięcia.


To co jemy, z upływem lat, jest coraz uboższe w magnez.
Po pierwsze wypłukujemy go ogromnymi ilościami kawy, która ma nas postawić na nogi, gdy jesteśmy zmęczeni. Co tylko sprawę pogarsza.
Po drugie magnez ucieka przy konserwowaniu żywności. Im więcej chemii w jedzeniu, tym mniej magnezu, na końcowym etapie produkcji pokarmu.
Po trzecie nawożenie gleby - związki potasu w nawozach sztucznych sprawiają, że to co na nich rośnie, ma dużo mniej magnezu niż miało przed procesem nawożenia.
Do tego stresujący tryb życia, mało snu, co potęguje zmęczenie, więcej kawy bo jakoś trzeba sobie radzić, mniej czasu na sensowne gotowanie, jedzenie gotowców bez grama magnezu i mamy lawinę...

Niedobory magnezu to kolejna globalna przypadłość ludzka, zaraz po niedoborach krzemu i witaminy D.


Co poradzić?
Ano suplementować.
Wprowadzić do diety orzechy, kakao (tak, czekolada ma magnez, jeśli zawiera prawdziwe kakao), owies, grykę, cieciorkę, fasolę.
Poza tym zakupić suplement w aptece i uzupełnić braki. Gdy już to zrobimy, możemy skupić się na samym jedzeniu, bez aptecznych wspomagaczy.
Jeśli jednak już chodzimy po ścianach, śpimy nawet w drodze do sklepu, nasza pamięć i koncentracja sięgnęła dna, a włosy lecą z głowy na potęgę - kakao  nie da rady.
Sięgnijmy po produkty farmaceutyczne.

Jak wybrać? 

Magnez w aptece można znaleźć w kilku formach:

- chelaty - dobre i łatwo przyswajalne (nie wiadomo jednak, czy wygrywają z solami organicznymi, czy nie; na pewno już na starcie zmiatają nieorganiczne); np. diglicynian;

- sole organiczne - duża przyswajalność, około 90%wa: cytrynian, mleczan, glukonian, asparginian;

- sole nieorganiczne - mniej przyswajalne - w około 30%ach; mamy tu np. węglany, chlorki; z tej grupy najlepszy będzie sześciowodny chlorek magnezu;

- tlenki; praktycznie nieprzyswajalne;



Proponuję zacząć od którejś z soli organicznych. Można jeszcze potestować na sobie chelat. Ewentualnie chlorek magnezu.
W jak największej dawce jonów magnezu, z jak najmniejszą ilością dodatków, barwników itp.

Przy czym wybierając preparat szukamy jeszcze jednej informacji - ile jonów magnezu zawiera tabletka.
I nie patrzymy na stronę główną opakowania, gdzie krzyczy do nas napis: 550mg magnezu!
Szukamy jonów, które mogą być zapisane jako Mg2+.

Przykładowo:

1) NeoMag forte Magnez + B6
Napis krzyczy: podwójna dawka magnezu.
Co to znaczy "podwójna"? Jaka jest "pojedyncza"?
Jeśli prześledzimy ulotkę zobaczymy, że mamy tam 120mg jonów magnezu.
Niestety preparat zawiera węglan magnezu - sól nieorganiczną. Na przyswojenie 120mg nie mamy więc co liczyć. Mimo "podwójnej" dawki.

2) Magnez Forte + witamina B6
Napis krzyczy: 125mg
Po doczytaniu dowiadujemy się, że jonów magnezu w jednej tabletce jest 65mg.

3) Magnefar B6
W składzie cytrynian magnezu 500mg, ale jonów magnezu tylko 60mg;

4) Magnesan B6
Na opakowaniu: 545mg mleczanu magnezu
Jonów magnezu jednak tylko 60mg.

5) Asparginian
250mg magnezu w postaci asparginianu, czyli dobrze;
A jonów magnezu - tylko 17mg.
Musielibyśmy nie robić nic innego tylko jeść ten specyfik.

6) Magnez B6 Forte
Z opakowania krzyczy napis: "najwyższa dawka 400mg".
I należy tu dodać, że mowa już o jonach magnezu. Więc faktycznie najwięcej.
Zdawałoby się ideał. Tyle że preparat ten, to tlenek magnezu, a tlenki wchłaniają się mniej więcej w 4-5%, oznacza to, że z tych 400mg zostaje nam jakieś 20mg.

Na preparatach magnezu można zrobić doktorat, bez dwóch zdań.

Na co jeszcze patrzeć?
Na witaminę B6, zawartą w preparacie. Pomaga ona przyswajać magnez.
Oczywiście nie musi to być ta witamina B z preparatu magnezowego. Może to być po prostu osobno zażyty suplement B Compositum, jeśli taki jemy.
Dobowa dawka witaminy B6 to około 1,5mg.
Patrzymy więc, by nie przedawkować, jeśli jemy B6 w jakimś zestawie witamin i w magnezie.


Zapotrzebowanie na magnez rośnie wraz z wiekiem. Im więcej mamy lat, tym gorzej przyswajamy magnez.
Drugą grupą, która potrzebuje magnezu z większej ilości są ciężarne kobiety.
Poza tym wszyscy ciężko pracujący ludzie, zarywający noce, źle jedzący, żyjący w stresie i pijący kawę.
Wychodzi na to, że całe społeczeństwo. ;)
No, może z wyjątkiem małych dzieci.

Jeśli niedobory są u nas stwierdzone, albo wyraźnie odczuwalne, musimy zjeść i przyswoić przynajmniej 100mg jonów magnezu na dobę.
Przyswoić, czyli jeśli porwiemy się na tlenek, spożyć powinniśmy prawie 2000 jonów mg.

Plus oczywiście zmiana diety.

Dodam jeszcze, że nie ma możliwości, by preparaty zawierające związki organiczne (cytrynian, mleczan) zawierały 400mg jonów magnezowych na tabletkę. Musiałyby być wielkości buły. :)
Jeśli więc widzimy gdzieś napis, że starcza jedna tabletka na dobę, że mamy w niej ileśtamset magnezu, na pewno nie jest to sól organiczna przedstawiona w jonach.


środa, 12 listopada 2014

[140] Potrawka do makaronu, bezmięsna, wersja 1

Proste, smaczne, bezglutenowe w moim wydaniu i bezmięsne.

Użyłam makaronu Incola, bezglutenowy i bez syfu.
W dodatku bardzo smaczny!

Składniki:
- makaron oczywiście
- ser pleśniowy ulubiony (u mnie gorgonzola)
- pieczarki
- cukinia (najlepsza ta mała)
- czosnek, 2 ząbki
- cebulka średnia
- fasolka szparagowa ugotowana
- jogurt naturalny
- suszone pomidory, kilka plastrów
- szczypior
- czerwona papryka
- przyprawy: sól, pieprz, pieprz ziołowy, kmin rzymski, oregano (można dać jakie się lubi)


Najpierw gotuję fasolkę, potem kroję ją w 3cm kawałki.

W rondlu podsmażam na złoto cebulkę, dorzucam do niej czosnek, później pieczarki, lekko solę i duszę, aż pieczarki puszczą wodę.
Następnie dodaję cukinię, paprykę pokrojoną w drobne paski i fasolkę. I suszone pomidory ze słoiczka. Zostawiam dosłownie na chwilę, by cukinia i papryka lekko zmiękła, wlewam jogurt naturalny (ile mi tam pasuje do ilości pozostałych składników), przyprawiam, a na koniec dodaję kawałki sera pleśniowego, przykrywam. Po chwili ser zmięknie i zacznie się rozpływać, wtedy mieszam, przykrywam i odstawiam, czekając na makaronik...

Nie dusimy całości zbyt długo, z cukinii zrobi się dżem, a z papryki odejdzie skóra. Wszystko ma być al dente - do gryzienia.

***

Ilość poszczególnych składników radzę dopasować do siebie. Ja daję połowę cukinii (obiad na dwie osoby, czasem zostaje na przegryzkę na następny dzień), 5 sporych pieczarek, 5-6 plastrów pomidora, 5 fasolek, jedną cebulkę, dwa ząbki czosnku, połowę gorgonzoli (jeśli jest słona), połowę jogurtu naturalnego dużego. Przypraw nie żałuję. :)

Wybaczcie fotkę, ale nie dysponuję sprawnym sprzętem komputerowym (laptop kaput), więc odpada użycie normalnego aparatu. Foty robione kalkulatorem. ;) Tzn. telefonem komórkowym.